O Tupciu Chrupciu i naszej „Kapryśnej myszce”

piątek, 10 marca 2017
data:post.title



Gdy przyniosłam do domu pierwszą książeczkę z przygodami Tupcia, nie myślałam, że stanie się jednym z ulubionych bohaterów naszej córki.
Okazało się, że nie tylko Lena, ale i my od samego początku pokochaliśmy tę małą myszkę.

Dlaczego lubimy Tupcia?
Bo nie jest bohaterem idealnym, przerysowanym, ugrzecznionym.
Kaprysi, boi się, popełnia błędy, uczy się jak radzić sobie z problemami, przegrywać, dzielić się.
Jego problemy przeplatają się z naszymi.
Pomaga nam przezwyciężać różne lęki, oswajać z nowym i nieznanym.
"Przedszkolak na medal" po każdej dłuższej przerwie, ułatwia powrót w przedszkolne realia, "Wizyta u dziadków" oswaja ze zbliżającym się rozstaniem i nadchodzącą tęsknotą, "Dbam o zęby" mobilizuje do użycia szczoteczki częściej niż raz dziennie, ;),  a „Nie umiem się dzielić” była niezastąpiona na etapie „to moje".
Tupcio potrafi zainteresować, skupić uwagę, skłonić do refleksji i zadawania pytań, ale przede wszystkim na wiele z nich pozwala znaleźć odpowiedź. Doceniamy to szczególnie w te wieczory, kiedy to pytania się mnożą, a chęć snu z każdą minutą oddala, podobnie jak nasza wizja wspólnie spędzonego wieczoru.

Książeczki napisane są w łatwy, przystępny sposób. Nie za długie, nie za krótkie. Nie sposób wymienić wszystkie tytuły serii, bo jest ich naprawdę sporo. Każda z książeczek to konkretny problem, z którym zmaga się główny bohater, łatwo więc wybrać dopasowaną do naszych potrzeb. Niewątpliwą zaletą są też piękne, kolorowe ilustracje Marco Campanella.
W naszym przypadku nigdy się nie kończy na jednej książeczce. Czytanie krótszej wersji też nie ma sensu, bo nasz uważny czytelnik większość pozycji zna już na pamięć.
I tylko rano jest jakoś tak mniej optymistycznie, gdy słyszę „Dziś to ja sobie będę...kapryśną myszką”.

N.









Prześlij komentarz