Nowy Jork był naszym pierwszym przystankiem w trakcie podróży do Stanów. Lecąc tam mieliśmy oczywiście pewne wyobrażenia. W końcu spełniało się jedno z naszych największych, wspólnych marzeń podróżniczych. Mieliśmy poznać miasto, które do tej pory znaliśmy jedynie z filmów i ukochanych seriali. Po raz kolejny okazało się, że żadne filmy i zdjęcia nie są w stanie oddać atmosfery i klimatu panującego na miejscu.
Nie zawiedliśmy się ani trochę. a ten cały ogrom bodźców i doświadczeń, które nam towarzyszyły nie sposób ogarnąć myślami, a co dopiero opisać. Jedno jest pewne. Było dużo lepiej niż mogliśmy przypuszczać. Nawet tłumy, chaos i tak naprawdę nic poza mnóstwem świateł i reklam w takim miejscu jak Times Square, zrobiły na nas ogromne wrażenie. Wieżowce okazały się nie tylko imponujące ze względu na wielkość, ale także ciekawe pod względem architektonicznym, zwłaszcza te z początku XX wieku, a widoki z ich tarasów zapierały dech w piersiach. W tym wszystkim jednak najwspanialsi okazali się...ludzie. I do tej pory nie wiem, czy to akurat my mieliśmy takie szczęście, czy po prostu Nowojorczycy tak mają. Ciepli, serdeczni, uśmiechnięci. Spotkaliśmy się z niesamowitą otwartością, życzliwością i chęcią niesienia bezinteresownej pomocy. W Nowym Jorku spędziliśmy pięć fantastycznych i jednocześnie bardzo intensywnych dni. Średnio około dwunastu godzin dziennie przemierzaliśmy miasto wzdłuż i wszerz. Lena po raz kolejny okazała się wspaniałym kompanem, który pomimo tempa i temperatury dawał sobie świetnie radę. Po tych pięciu dniach byliśmy wykończeni fizycznie, ale przede wszystkim szczęśliwi i naładowani pozytywną energią. Oprócz zwiedzania oklepanych, ale wcale nie nudnych miejsc, spełnialiśmy swoje małe marzenia. Piknik w Central Parku, spacer po Greenwich Village i cupcakes w kultowej Magnolia Bakery, znanej min. z "Seksu w Wielkim Mieście", zachód słońca na Brooklyn Bridge, czy wizyta w "Serendipity", śladami bohaterów filmu pod tym samym tytułem.
Jak na pięć dni wydaje mi się, że zobaczyliśmy całkiem sporo, ale na pewno jest po co tam wrócić.
N.
Prześlij komentarz